Latest Posts
View the latest posts in an easy-to-read list format, with filtering options.
Ta książka omawia różnice między Starym a Nowym Przymierzem. Główna różnica polega na tym, że Stare Przymierze było ślubem człowieka wobec Boga, podczas gdy Nowe Przymierze było Bożym ślubem (lub obietnicą) dla człowieka.
Category - General
Ponieważ Nowe Przymierze oparte jest na przysiędze, ślubowaniu i obietnicy Boga musimy zadać sobie pytanie, co dokładnie Bóg obiecał?. Oczywiście, jeżeli Bóg złożył przysięgę, to jej dotrzyma. Jego obietnica to coś więcej, niż oświadczenie woli. To więcej, niż lista życzeń tego, co Bóg by zrobił, gdyby inni zastosowali się do Jego życzeń. Bóg nie obiecałby zrobienia czegoś, jeśli nie byłby zdolny do przezwyciężenia wszystkich przeszkód i odniesienia końcowego zwycięstwa.
Innymi słowy, obietnica Boga nie zależy od woli ludzi, gdyż taka zależność prowadziłaby z pewnością do porażki lub (w najlepszym przypadku) do jedynie częściowego sukcesu. Faktycznie, to właśnie była przyczyna porażki Starego Przymierza. Bo bazowało ono na woli ludzi. Choć Izraelici byli pełni dobrych chęci, gdy przysięgali posłuszeństwo Bogu na Horebie, kilka tygodni później już czcili złotego cielca.
Pismo prezentuje nam bardzo pesymistyczny pogląd na ludzką naturę I zdolność człowieka do dochowania przysięgi. Stare Przymierze zaprezentowało Izraelowi plan zbawienia, oparty na przysiędze ludzi. Widzicie, przysięga jest dobra tylko wówczas, gdy się jej dotrzyma. Złamane obietnice nie są nagradzane, są nieprawomocne i przynoszą jedynie potępienie ze strony prawa.
Każdy plan zbawienia, który zależy od woli człowieka, skazany jest na porażkę. Nauczyłem się tego już jako dziecko, gdy plan zbawienia zaprezentowano mi, jako zależny od mojej woli i zdolności dotrzymania obietnicy Bogu. Szybko odkryłem, że pomimo najlepszych chęci, nie byłem w stanie dochować obietnicy. Z tego powodu modliłem się o swoje zbawienie setki razy przez wiele lat. Dzień po dniu uświadamiałem sobie porażkę w dochowaniu przysięgi. Ta porażka mówiła mi, że nie byłem wystarczająco dobry i wytrwały, bo wtedy bym nie grzeszył. Powiedziano mi przecież, że prawdziwy Chrześcijanin jest święty.
Wspominając to dzisiaj zdaję sobie sprawę, że Bóg poddał mnie temu doświadczeniu celowo, żeby nauczyć mnie fundamentalnej prawdy o naturze człowieka; żeby pokazać mi, że pomimo dobrej woli i chęci, brak nam zdolności do dotrzymania przysięgi. Dlatego wierzyłem, że traciłem codziennie swoje zbawienie za każdym razem, gdy zgrzeszyłem, bo, nie zdając sobie z tego sprawy, byłem wierzącym w duchu Starego Przymierza. Tak właśnie wyszkolił mnie Kościół.
Lecz Bóg ulitował się nade mną, gdy miałem 13 lat. Przemówił wówczas do mojego serca i powiedział: „widzisz tych wszystkich misjonarzy wokół (byłem dzieckiem misjonarzy)?” Odpowiedziałem: „tak”. Bóg odpowiedział: „oni też nie są idealni”.
Ogarnęło mnie wtedy po raz pierwszy światło objawienia i wiedziałem, że zbawienie nie zależy od mojej doskonałości. Od tego momentu już nigdy nie wątpiłem w swoje zbawienie. Co więcej, nie obrażałem się już, gdy inne dzieci grzeszyły przeciw mnie. Byłem w stanie wycofać się bez walki o swoje prawa. Całe moje spojrzenie na życie uległo zmianie. Nadal nie byłem idealny, lecz znalazłem w sobie całkiem nowe źródło siły – świadomość Boga, – której wcześniej nie znałem.
Spoglądając wstecz na tamte lata, uświadomiłem sobie, że Bóg poczynił wówczas pierwsze kroki, żeby zmienić mnie z wierzącego według Starego Przymierza na wierzącego według Nowego. Prosta prawda, że nie muszę być idealny, by być zbawionym, zmieniła moje życie. Nie dała mi ona prawa do grzechu, lecz dodała siły do postępowania według Ducha dużo bardziej, niż kiedykolwiek.
Siedem lat później, gdy byłem studentem Uniwersytetu Minnesoty, musiałem ponownie zweryfikować to objawienie. Przeczytałem książkę znanego Chrześcijańskiego autora, który uparcie twierdził, że Chrześcijanie mogą prowadzić święte życie i być idealni. Nie rozróżniał on pomiędzy starym a nowym człowiekiem, a ja też nie rozumiałem różnicy.
Przez cały następny miesiąc próbowałem zapanować nad każdą myślą i bez przerwy postępować według Ducha. W końcu zakończyłem te próby, bo stwierdziłem, że to niemożliwe. Doszedłem do wniosku, że kiedy ludzie myślą, że są idealni, to znaczy, że nie znają zbyt dobrze własnych serc. Jeremiasza 17:9:
9 Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne - któż je zgłębi?
Ponownie odwróciłem się od tej „Chrześcijańskiej” nauki i powróciłem do oryginalnego objawienia od Boga. I dalej nie byłem świadomy, że uczyłem się rozróżniania pomiędzy Starym i Nowym Przymierzem.
Bóg zaczął pokazywać mi wówczas na podstawie innych pism drugą wielką prawdę o różnicy pomiędzy sprawiedliwością przypisaną a natchnioną. To objawienie jest najwyraźniej dyskutowane w liście do Rzymian 4, w którym greckie słowo logizomai pojawia się 17 razy. Tłumaczone jest na: przypisana, poczytana i zaliczona w Biblii króla Jakuba, lecz wszystkie te określenia pochodzą od jednego greckiego słowa: logizomai.
Dowiedziałem się, jak zmieniło się życie Marcina Lutra, kiedy natknął się on na prawdę o sprawiedliwości przypisanej. Do tamtego czasu przez wiele lat pościł, modlił się i szukał Bożej prawości. Dopiero, kiedy odkrył, że sprawiedliwość Chrystusa została mu przypisana, odnalazł pokój z Bogiem.
Mogłem się z nim utożsamić, bo robiłem to samo, aczkolwiek moje doświadczenia, w porównaniu z nim, są umiarkowane. Jednak obydwaj przeżyliśmy objawienie Rz. 4:17, gdzie Paweł ilustruje tą zasadę na przykładzie Abrahama. Bóg obiecał Abrahamowi wiele dzieci, gdy ten nie miał jeszcze żadnego. Paweł mówi, że Bóg „to, co nie istnieje, powołuje do istnienia”. To właśnie jest biblijna definicja słowa: logizomai. Bóg poczytuje lub liczy coś za prawdę, choć jeszcze się to nie stało.
Podobnie jest z prawością. Paweł kontynuuje w Rz. 4:22-24:
22 Dlatego też poczytano mu to za sprawiedliwość. 23 A to, że poczytano mu, zostało napisane nie ze względu na niego samego, 24 ale i ze względu na nas, jako że będzie poczytane i nam, którzy wierzymy w Tego, co wskrzesił z martwych Jezusa, Pana naszego.
Wiara to uwierzyć w Boże obietnice, które się jeszcze nie wypełniły, jeszcze się nie ziściły. Jeżeli wierzymy w obietnice Boga, to nasza wiara poczytana nam jest za sprawiedliwość. Taka sprawiedliwość jeszcze w nas nie mieszka, gdyż Bóg poczytuje to, co NIE istnieje, jakby istniało. Innymi słowy jesteśmy poczytani za sprawiedliwych w boskim sądzie tak, jakbyśmy już nimi byli, choć nie staliśmy się jeszcze idealni.
Taka sprawiedliwość jest naszym obecnym statusem prawnym, ustalonym przez boski sąd po to, byśmy mogli postępować według Ducha bez przeszkód, bez wycofywania się z powodu poczucia winy i strachu. Zostaliśmy zadeklarowani, jako prawi, choć jeszcze nie wzrastamy w łasce.
W końcu nasza poczytana prawość ustąpi miejsca natchnionej prawości. Paschalne dokonanie Chrystusa na krzyżu ofiarowało nam poczytaną sprawiedliwość tak, byśmy natchnieni Duchem w okresie Pięćdziesiątnicy mogli nauczyć się posłuszeństwa. Później, gdy wypełni się Święto Szałasów, zostaniemy „przemienieni” i całkiem przekształceni na Jego obraz, udoskonaleni przez natchnioną prawość.
Było to objawienie, które otrzymałem, jako student Uniwersytetu Minnesota. W końcu zrozumiałem tamto objawienie z dzieciństwa, gdy miałem trzynaście lat. Bóg potwierdził przez Swoje słowo, dlaczego owi misjonarze byli zbawieni, choć nie byli jeszcze doskonali. Była to sprawiedliwość poczytana z wiary. Było to prawdą i w moim przypadku, w czym znalazłem wielką pociechę.
Jednakże wielu Chrześcijan nie rozumie tej prawdy, gdyż nigdy ich jej nie nauczono. Ja również przeżyłbym życie bez tej wiedzy, gdyby Bóg mi jej nie objawił. Kościół uczył mnie, że grzech „nie przekroczy bram nieba” i, że jeśli umrę bez wyznania grzechów, to pójdę do piekła. Nakłada się w ten sposób straszny ciężar na ludzi. Szczególnie na dzieci. Sam, będąc dzieckiem, cierpiałem z tej przyczyny.
Wielu Chrześcijan cierpi niepotrzebnie pod ciężarem Starego Przymierza myśląc, że zbawienie bazuje na ich obietnicy, złożonej Bogu, a nie na Bożej obietnicy złożonej ludziom. Za każdym razem, gdy zgrzeszą, przytłacza ich poczucie winy i myśl, że stracili swoje zbawienie. Wielu ludzi nie radzi sobie z tym i wyrzuca takie myśli ze swojej świadomości. Niektórzy dochodzą nawet do punktu, w którym już nie rozpoznają grzechu, jako skazy. Z powodu niemożności uporania się z poczuciem winy, popadają w stan zaprzeczenia. Takie stłumienie pomaga przetrwać, lecz nie rozwiązuje zasadniczego problemu, ani nie oferuje im zrozumienia boskiego planu.
Rozwiązanie ma swoje źródło w Jego słowie. Jego słowo mówi nam o Bożych obietnicach, bazujących na woli Boga, a nie na woli człowieka. Bóg oczekuje od nas wiary w Jego obietnicę zbawienia. Oczekuje naszego Amen, wskazującego na zgodę tak, byśmy mogli zaaplikować krew Jezusa naszym sercom, zgodnie z prawem ofiary (Kpł. 17:1-7).
Odkryłem, że niektórzy wierzący żyją jakby naturalnie w Nowym Przymierzu, choć nie rozumieją, czym to przymierze jest. Potrafią zaakceptować Bożą obietnicę i nie przygniata ich poczucie winy. Nie wątpią w swoje zbawienie nawet, gdy „pozbawieni są chwały Bożej” (Rz. 3: 23). Dziękuję Bogu za takich ludzi, choć ja nie byłem jednym z nich. Potrzebowałem wielu lat, żeby osiągnąć stan odpoczynku i pokoju.
Gdy ludzie „zostają zbawieni”, mówi się im, by podęli decyzję, by iść za Chrystusem. „Ofiarowują oni swoje serca” Jezusowi i proszą, by był On ich Panem i Zbawcą oraz by „wszedł On do ich serc”. Wszystko to jest bardzo dobre i wierzę, że wszyscy powinni tak uczynić. Jednakże, z jakiegoś powodu, niektórzy robią to w duchu Starego Przymierza, a niektórzy zaś podporządkowują swoją przysięgę Bożej obietnicy Nowego Przymierza. Nie jest to od razu jasne, jak dana osoba postąpi, jednak rezultaty są wyraźnie i szybko rozpoznawalne.
Jeżeli dana osoba jest nadal pełna lęku i poczucia winy, powodem jest jej wiara w zbawienie na podstawie jej własnej przysięgi i zdolności jej dotrzymania. Jeżeli ktoś prawdziwie uwolni się od poczucia winy i strachu, znaczy to, że opiera swoje zbawienie na obietnicy Boga i dokonaniu Chrystusa na krzyżu, a nie na swojej własnej decyzji perfekcyjnego naśladowania Chrystusa przez resztę życia.
Jeżeli ktoś powie: „jestem zbawiony, bo przyjąłem Chrystusa, jako mojego osobistego Zbawiciela”, może to mieć różne znaczenie dla różnych osób. Jeżeli ten ktoś ma na myśli to, że jego zbawienie bazuje na jego własnej woli i decyzji (lub przyrzeczeniu) o naśladowaniu Jezusa, jest on zapewne wierzącym w duchu Starego Przymierza. Jeśli zaś ktoś ma na myśli to, że zaakceptował obietnicę Boga, to ten ktoś stoi na pewnym gruncie.
Ponieważ Jezus umarł, jako Ofiara za grzech, prawo ofiary uczy nas podstawowych zasad zbawienia. W Księdze Kapłańskiej 17: 1-7 czytamy, że składanie ofiary był to proces dwuetapowy. Po pierwsze ofiara musiała zostać zabita. Po drugie krwią ofiary należało pokropić ołtarz. Obydwie czynności były wymagane. Prawo określa, że jeśli któraś z tych czynności nie jest wykonana, to ten człowiek „będzie wyłączony spośród swego ludu!” Innymi słowy, ofiarowane przez tego człowieka zwierzę było wtedy tylko martwym zwierzęciem i jego przynależność do Królestwa była utracona.
Śmierć Chrystusa na krzyżu była pierwszym etapem ofiary. Pokropienie Jego krwią ołtarza w naszym sercu jest etapem drugim. Śmierć Chrystusa na krzyżu była wypełnieniem obietnicy Boga i nie ma nic wspólnego z wolą człowieka. Krok drugi, który następuje po kroku pierwszym, i jest tak samo niezbędny, wymaga woli człowieka, gdyż stanowi on nasze potwierdzenie umowy z Bogiem i sprawia, że umowa ta stosuje się do nas, jako jednostek.
Innymi słowy nikt, kto nie pokropi krwią Chrystusa swojego serca, nie jest „zbawiony”. Sam fakt śmierci ofiary nie może zbawić nikogo.
Natomiast to, dlaczego wola człowieka nie jest w stanie pokrzyżować obietnicy Boga, to zagadnienie dla wielu dużo mniej zrozumiałe.